wtorek, 30 lipca 2013

Kuchnia alzacka, czyli kulinarna mieszanka niemieckich i francuskich rarytasów

Jak mówi dawne przysłowie, Niemcy jedzą dużo, Francuzi dobrze - ja podczas pysznej wizyty w Alzacji, zjadłam dużo, dobrze i.... niezwykle smacznie! Nic w tym dziwnego, w końcu Alzacja to kraina, w której od zamierzchłych czasów przenikały się francuskie i niemieckie wpływy, odciskając kulinarne piętno na wszystkich potrawach, których możemy zasmakować w tym regionie (a uwierzcie - spróbowałam ich sporo!).

Pierwszy raz byłam w Strasbourgu, stolicy Alzacji, mając zaledwie dwanaście lat. Jedyne co pamiętam z tej wizyty to pyszne pierniki i ciasta oraz wszechobecne bociany - żywe, pluszowe i... czekoladowe! Ach, ile straciłam nie próbując wtedy prawdziwych alzackich rarytasów - tarte flambée czy białego wina Riesling. Całe szczęście w tym roku nadrobiłam kulinarne zaległości odwiedzając moją koleżankę Tosię, która tuż po moim przyjeździe zabrała mnie na brzeg Renu, by przy butelce dobrego, alzackiego piwa opowiedzieć o wszystkim, co ją tu spotkało  - wtedy już wiedziałam, że z pewnością miło spędzę czas w Strasbourgu - i to nie tylko kulinarnie....


Jedno z pierwszych dań, którego KONIECZNIE musiałam spróbować (a ostatecznie "spróbowałam" aż 4 razy...) jest tarte flambée, czyli alzacki rodzaj pizzy na cieniutkim jak opłatek cieście chlebowym, tradycyjnie podawany z krążkami cebulki, boczkiem i créme fraîche, czyli śmietaną. Jako że nie jestem wielką fanką lardon, czyli boczku wybrałam mniej tradycyjną, lecz również pyszną wersję tarte flambée - z kawałkami łososia, sera koziego i świeżych ziół. Szkoda, że nie możecie zobaczyć w jakim tempie pochłonęłam swoją porcję - aż uszy mi się trzęsły... :) 

Tarte flambée, nazywana również flammekueche (a w wolnym tłumaczeniu "płonące ciasto") odnosi się do sposobu jej pieczenia, w bardzo gorącym, opalanym drewnem piecu. Tarta w tak wysokiej temperaturze faktycznie niemalże płonie, a na pewno mocno podpalają się jej brzegi. Wierząc alzackim historiom, podobno dawniej piekarze sprawdzali czy piec chlebowy osiągnął włąściwą temperaturę wkładając do niego na próbę właśnie jedno flammekueche - ach, jaką smaczną mieli robotę! 


Alzacja, nazywana czasem "francuską Syberią" specjalizuje się w nieco bardziej tłustych potrawach niż w innych częściach kraju. Mięsa i wędliny z pewnością mogą konkurować z polskimi, równie doskonałymi wyrobami. W wielu potrawach znajdziemy znaną i lubiana w Polsce kapustę, a także pyszne ziemniaczki. Ci, którzy lubią zjeść "jak w domu", w Strasbourgu z pewnością znajdą coś dla siebie. Fani ryb również nie będą chodzić głodni - szczególnie polecam matelote du Riesling, czyli potrawę z różnych ryb w aromatycznym, winnym sosie.


Większość dań głównych popija się znakomitym, alzackim winem (nadal żałuję, że nie kupiłam większej skrzyneczki...). Najpopularniejsze to wino Riesling, w charakterystycznych, smukłych butelkach. Riesling jest aromatycznym gatunkiem winorośli o kwiatowym, niemal perfumowanym bukiecie i wysokiej kwasowości. Jak podają źródła historyczne, niemiecka odmiana winorośli zaczęła być uprawiana w Alzacji najpóźniej w 1477roku, kiedy to jakość Rieslinga wychwalał sam książę Lotaryngii - w czym i ja się w pełni zgadzam... :)






Kuchnia alzacka to nie tylko wytrawne dania, wino i piwo. To również wspaniałe ciasta i inne łakocie! Istnieją desery i ciastka szczególnie znane w tym rejonie, a ich nazwy zdradzają burzliwą historię regionu, o który zawsze Francja ścierała się z Niemcami. Oto dowód; le Kougelhopf (patrz wyżej: 1 i 3 zdjęcie) Kaeskueche, Oschterlammele, Schwobe Broedel... (chyba podobne pomieszanie nazw można odnaleźć w kuchni śląskiej, ale z większym akcentem polskim niż niemieckim). Degustując pyszne ciasta, jedne z lepszych jakie kiedykolwiek jadłam, szybko zapomniałam o brzydkim i twardym języku Goethego... :) 
Miło zaskoczyły mnie alzackie pierniki - pieczone w wielkich formach, krojone przez ekspedientkę... tasakiem! Skosztowałam wielu, lecz do dzisiaj po głowię chodzą mi tylko dwa - z gruszką i czerwonym grzanym winem oraz wytrawny piernik z anyżkowym aromatem... Pycha - przesyłam Wam wirtualnie kawałek!

 

Z pełnym brzuszkiem (i aparatem) wyruszyłam ze Strasbourga w drogę powrotną do domu. W pociągu zajadałam ostatni kawałek piernika oraz oglądałam zdjęcia - kilkoma się z Wami podzielę :)

Na początek La Petite France (Mała Francja) – najpiękniejsza część Strasburga, dawna dzielnica m.in. rybaków i garbarzy. Większość uliczek do dziś nosi nazwy tych profesji. Zabudowania w znacznej części stanowią przykład konstrukcji szachulcowych z XVI i XVII wieku. Dziś znajdują się tu głównie hotele oraz knajpki, w których skosztować można typowo alzackiego flammeküeche :) 

Strasbourg to miasto, w którym mieście się wiele ważnych, europejskich instytucji. Zwiedzając miasto punktami obowiązkowymi jest Rada Europy, Europejski Trybunał Praw Człowieka oraz Parlament Europejski.



Piękne stare miasto, wąskie, malownicze uliczki w pewnością urzekną każdego turystę... A w ramach odpoczynku - białe, alzackie winko i apéritif - z pasty z soczewicy, korniszonkami i pyszną wieloziarnistą bagietką... :)






2 komentarze:

  1. Dawno temu byłam w Alzacji, w Strasburgu - przepiękne miasto, fajne kulinarne klimaty i tekst Pani oddał nastrój tego miejsca na ziemi. Zatęskniłam za tym wspaniałym jedzonkiem, oj zatęskniłam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za ten artykuł. Dzięki Tobie znalazłam odpowiedź do konkursu kulinarnego :-)

    OdpowiedzUsuń